Przesłane do Redakcji

Zakupy, jedno słowo a ileż radości. Sama myśl o shopingu przyprawia wiele z nas o zawrót głowy. Wyprzedaże, promocje...to coś, w czym my kobiety, czujemy się jak ryba w wodzie. Bo, która z nas nie lubi nowych łaszków? W dodatku, zakupy, mają uzdrawiającą moc.... Siedzisz w domu, głowa boli... Idziesz do galerii i nagle... cud! Ból minął... Mierzysz jakąś extra kieckę i czujesz się niczym Claudia Schiffer na wybiegu... Samopoczucie od razu wzrasta i już wiesz, że nic nie jest w stanie zepsuć Ci dnia!

Słuchajcie, wybrałam się ostatnio na zakupy. Lato w pełni. Trzeba wymienić garderobę. Moje podniecenie, myślą że zaraz będę miała jakieś nowe ciuchy, sięgało zenitu. Idę do sklepu w super humorze. I nagle, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie ta myśl: jak ja wcisnę letnie ciuchy na tą zimową dupę? Mówcie co chcecie, ale ja naprawdę nie miałam czasu na jakieś ćwiczenia.... Okey, okey... Może czas to by się jakiś znalazł, ale ochoty odrobinę zabrakło.... No cóż, w przyszłym roku się poprawię. Obiecuję. Ale dobra, nieważne. Wchodzę do sklepu i...wow! Wszędzie mnóstwo super szmateczek! Biegnę po pierwszy ciuch.... Kurde, laski, taka zarąbista, ale to zarąbista kiecka w paski. Wiecie od jak dawna marzyłam o takiej? Szukam, i szukam. I znaleźć kuźwa nie mogę! Nie mogę znaleźć swojego rozmiaru! Wertuję wieszak od nowa i nadal to samo! Nie-ma-na-mnie-rozmiaru!!! Humor trochę mi się zepsuł! W myślach wyzywam sama siebie, za te wszystkie opuszczone treningi, itd., nagle patrzę, a w sklepie naprzeciwko, wisi taka sama! Ba! Wiedziałam, że los się do mnie uśmiechnie. Biegnę ile sił w nogach, aby nikt przypadkiem (w moim rozmiarze) mnie nie wyprzedził.... Jest! Jest!

Moja piękna czekała właśnie na mnie! Popędziłam do przymierzalni! Włos rozczochrany, wypieki na twarzy... Serio, wyglądałam jak za młodych czasów po lekcji w-fu. No właśnie, swoją drogą, kondycja już nie ta.... Nie to co kiedyś jak się brykało fikołki, koziołki, przewroty, szpagaty i inne takie. Mierzę tę sukienkę, pasuje idealnie. Hmm, mimo tych moich kilogramów, wyglądam w niej naprawdę całkiem nieźle. Znalazłam też kilka bluzeczek, fajne spodnie, i taką tiulową spódnicę, która będzie się idealnie komponowała z tymi szpilkami z wystawy ze sklepu obok. Poszłam do kasy i zapłaciłam jak zwykle kartą. Idąc na dalsze łowy, odwróciłam się jeszcze w stronę sklepu, w którym znalazłam takie perełki, aby zapamiętać jego nazwę... O cholera! Że co?! Puszysta-moda plus size... Ja pitole, to już naprawdę tylko w takich sklepach będę się teraz ubierała?! Humor znów mi trochę siadł.... Kupiłam po drodze jeszcze kilka potrzebnych drobiazgów, m.in. 6-pak bawełnianych podkolanówek (przydadzą się jak zacznę ćwiczyć), dwie peleryny przeciwdeszczowe (w niedzielę ma padać cały dzień, a ja nie mam zamiaru odpuścić treningu), różowy błyszczyk (ups, okazało się, że w torebce mam taki sam, ale nieważne, dobrze mieć zapas) i jeszcze kilka innych rzeczy.

Dziewczyny! Ledwo przekroczyłam próg ostatniego sklepu, dzwoni mój ślubny.... Wiedziałam, po prostu wiedziałam! Że zamiast zająć się czymś pożytecznym, np. sprzątaniem mieszkania, to ten siedzi i śledzi moje poczynania. Tzn. sprawdza raz za razem stan naszego konta w internecie: Czy Ciebie do końca po......pokręciło? Tyle kasy wydać na ciuchy? Przez całe swoje życie  nie wydałem na ciuchy tyle co ty w 3 godziny...

Och, powiem Wam, że mój mąż nigdy tego nie zrozumie! Żaden facet tego nie zrozumie! My po prostu takie jesteśmy.... Lubimy dobrze wyglądać, lubimy czuć się dobrze. Kochamy ciuchy i wyprzedaże. Wiecie przecież jakie to fajne, jak później taki mąż, patrzy na Ciebie z zachwytem. I jak wieczorem, prezentujesz mu się w nowej bieliźnie, którą właśnie sobie kupiłaś, a on, zamiast znowu Cię opierniczać, pyta, kiedy idziesz na kolejne zakupy... To takie przyjemne, jak do faceta dociera, że te zakupy to robisz tak naprawdę dla przyjemności Was obojga, a nie tylko swojej... Uwielbiam ten stan...

Przesłała: Marzena M.