Historyczne

Rzecz się miała przed przeszło pięcioma wiekami, a dokładnie w 1502 roku, kiedy  Krzysztof Kolumb po raz czwarty dotarł do Ameryki. Wtedy bowiem jeden z jego żeglarzy zwrócił uwagę odkrywcy na dziwne brązowe ziarno, którym posługiwali się tubylcy. Twarde, wysuszone ziarenka były ich pieniędzmi, którymi regulowali miedzy sobą rachunki. Ziarenka nie wzbudziły zainteresowania odkrywcy, nie miały żadnej wartości, poza umowną.

Jednak inne zastosowanie owoców kakaoca, bo o nie chodzi, odkrył konkwistator Fernando Cortez. W roku 1519 jeden z indiańskich kacyków poczęstował go napojem, który był wywarem sporządzonym na ich bazie. Tubylcy nazywali go „xocolatl”. Krwawy zdobywca także nie docenił ziaren ani napitku. On szukał złota i szlachetnych kamieni. Faktem jednak jest, że to właśnie ludzie Corteza przywieźli do Europy pierwsze ziarna kakaowca i w ten sposób przyczynili się do upowszechnienia czekolady.

Nie przyjęła się ona w konserwatywnej w gustach Hiszpanii, za  to w sąsiedniej Francji zyskała wielką miłośniczkę w osobie Anny Austriaczki, żony Ludwika XIII, nie stroniącej od słodkości, To ta sama królowa, dla której podróżował do Anglii dzielny d’Artagnan w „Trzech muszkieterach” Aleksandra. Dumasa i przeciw której knuł kardynał Richelieu. Królowa miała zwyczaj podczas rannych posłuchań  częstować swych gości mocno słodzonym naparem z ziaren kakaowca.. Toteż zrozumiałe, że ten  zwyczaj szybko stał się modny w sferach francuskiej arystokracji. A ponieważ był modny we Francji, zatem z czasem upowszechnił się na  innych dworach, w Niemczech, Anglii, we Włoszech,   oraz  na Litwie, a nawet w Moskwie.

Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że upowszechnienie czekoladowego napoju kłopotliwe z tej racji, że był on piekielnie drogi sprowadzane zza oceanu ziarno sprzedawano prawie na wagę złota. Sproszkowane kakao było więc wytwornym prezentem na miarę biżuterii, który na przykład wręczało się ambasadorowi obcego państwa, albo niewielką szkatułkę z nim wysyłało damie, której względy chciało się zdobyć.... Wyczuli tę koniunkturę  kupcy podróżujący do Ameryki  i z powrotem. Okazało  się, że za wielką wodą kakaowe ziarno można zbierać workami, a popyt na nie wzrastał. Gdy  zaczęto regularnie nasycać tym produktem europejski rynek, cena jego spadła, on sam szybko się upowszechnił.

Niestety, nie w kraju nad Wisłą. Pierwsze świadectwa pojawienia się napoju czekoladowego w Polsce notowane są przez... medyków. W XVII wieku czekolada uchodziła za lek na dolegliwości żołądka, pomagający też osobom słabowitym. Na jej popularność w Warszawie  przychodzi jeszcze poczekać.

Tymczasem nad Sekwaną weszła ona do menu zamożnych domów . I jak to często bywa, przez przypadek sporządzając napar, dokonano innego, dość istotnego odkrycia. Otóż przygotowujący czekoladowy napój kucharz księcia Plessis-Praslin warząc przysnął przy garnku. Płyn się niemal wygotował, na dnie pozostała zastygła czekoladowa masa. Gdy ją z naczynia wydłubano, okazało się , że... to jest bardzo dobre. Słodkie skorupki wszystkim smakowały. Kucharz zatem cudem utrzymał swoją posadę, a nazwisko księcia, o czym nie przypuszczał - dało nazwę pralinkom. I od tego zabawnego zdarzenia czekoladę już nie tylko pito, ale również zaczęto ją chrupać.

Czekolada w Polsce była  rzadkością aż do połowy XIX stulecia. Wtedy to w roku 1851 w Warszawie, na rogu ulic: Szpitalnej i Hortensji (obecnie Górskiego), sklep z wyrobami cukierniczymi założył niejaki Emmanuel Wedel. (Szkoda, że nie ma o nim wzmianki w popularnej encyklopedii). Bywalcami sklepu stali się prawie wszyscy warszawiacy, a wśród nich między innymi Bolesław Prus, który potem w „Lalce” wysyłał tam po czekoladki dla Izabelli Łęckiej romantycznego kupca Stanisława Wokulskiego.

Skoro przywołany tu został Prus, to trzeba wspomnieć, że owa „używka” – bo tak pierwotnie traktowano tę słodko-brunatną masę - jest wdzięcznym motywem w literaturze, zwłaszcza XIX –XXI wieku. A dzięki twórczości pisarskiej znalazła ona miejsce także  w kinie,  Nie tak dawno wszak kinomani mogli obejrzeć film „Czekolada” w reż.  Lasse Hallstroma, oparty na prozie Jeanne Harris pod tym samym tytułem. Jakież wrażenie na mieszkańcach prowincjonalnego miasteczka Lansquenet na południu Francji wywarło otwarcie sklepu, ścislej czekoladziarni przez przybyłą  do tej mieściny Vinne Rocher z małą córeczką Anouk? Można powiedzieć, że wręcz baśniowe, bo w owym rarytasie jest i coś magicznego i coś z delicji…

Inny z kolei reżyser (twórca „American Beauty”), Brytyjczyk Sam Mendes szykuje musical o fabryce czekolady. Przygotowuje on sceniczna adaptacje słynnej ksiązki dla dzieci „Charlie i Fabryka Czekolady”. Tekst do musicalu pisze szkocki dramatopisarz David Grieg. Tenże utwór doczekał się dotąd dwóch ekranizacji. Pierwsza została zrealizowana w 1971. Drugą wyreżyserował, po wielu  latach, Tim Burton, zaś główną rolę zagrał w niej Johnny Depp.

To tylko takie muśnięcie na szybko  po literaturze i filmie, niemal wyrywkowe. Gdyby zgłębić temat, to okazałoby się, że sporo pisarzy w swej twórczości podejmowało wątek czekolady. Była więc nie tylko ulubionym tematem literatów, lecz z równym upodobaniem utrwalali ją na swych płótnach malarze (i zapewne do dziś ją malują).  Jeden z obrazów wielkiego ekscentryka i surrealisty Salvatora Dali nosi tytuł „Czekolada”, a był on łasuchem i uwielbiał słodycze. Także wielu innych, pomniejszych  artystów pędzla,  utrwalało jej niezwykłość smakową(?). Widoczna jest ona na obrazach, zwłaszcza przedstawiających scenki  rodzajowe. Lecz nie tylko w tej dziedzinie sztuki znalazła ona należne miejsce. Czekolada bowiem to temat-rzeka.

Sporo miejsca zajmuje ona  również w książkach kulinarnych, i co oczywiste, że pisze się o niej z estymą.

Dla Polaków (i nie tylko) istnienie i powszechna dostępność czekolady jest czymś oczywistym. Bez niej dzieciństwo byłoby może zdrowsze, ale z pewnością mniej słodkie. Podobnie zresztą, jak i osób wieku średniego, a także zaawansowanego. Niewielu ludzi skłonnych jest do wyznania, iż czekolady nie lubi. Wielu natomiast nie wyobraża sobie bez niej życia, tak jak bez kawy, której koleje zadomowienia się w Europie, no i Polsce są całkiem inne. Obecnie panuje nawet moda na  konsumowanie tej używki – bo za taką nadal uchodzi czekolada – a to ze względów  na swoje  walory odżywczo-zdrowotne.  I to zarówno  w postaci tabliczki (zwłaszcza gorzkiej), jak i płynnej. Więc jedzmy bądź pijmy czekoladę, bo daje zdrowie i...dobre samopoczucie, gdyż jest antystresowa. Nastraja pozytywnie, umila oglądanie filmu, programów telewizyjnych, czytania książki czy słuchania muzyki. Ponadto  dobra jest dla organizmu o każdej porze roku, a szczególnie zimą.