Historyczne

Wielu z nas ma wyobrażenie o Barbarze Radziwiłłównie głównie na podstawie wyświetlanych filmów. Jej wizerunek znamy z kreacji  między innymi Jadwigi Smosarskiej i Anny Dymnej. Obraz przedstawiający Barbarę na łożu śmierci namalował Jan Matejko. Zachowały się nieliczne portrety. A jakaż była w rzeczywistości?

Historycy twierdzą, że była kobietą wysoką, zgrabną i do tego blondynką, a nie jakąś tam rubensowska nimfą, jak o niej piszą. Pełna powabu i wdzięku uchodziła za koronowaną miss Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nie była jednakże zimną pięknością posagową. Znawcy staropolskiej obyczajowości podają, iż otaczało ją stale grono gorących wielbicieli, a ona sama nie drażniła ich bynajmniej swoją tajemniczością czy niezdecydowaniem... Kochała się chętnie i często. Jej ulubionym kolorem była czerwień, zaś wielką pasję stanowiły perły. Prawdziwa Marylin Monroe  XVI wieku?

Jako młoda wdowa została kochanką, a następnie żoną i dozgonnym przyjacielem Zygmunta Augusta. Ostatni z Jagiellonów walczył o nią przeciwko całemu światu i dwa lata po cichym ślubie – mimo sprzeciwu matki, królowej Bony oraz zgorszenia poddanych – koronował Barbarę na Wawelu. Żałobę po jej przedwczesnej śmierci nosił do końca życia. Do historii przeszła słynna scena z panem Twardowskim, który – na życzenie owdowiałego króla – wywoływał postać Barbary z zaświatów...

Wielbiła – jak wspomnieliśmy – perły. I tę biżuterię po jej śmierci sprzedano. Prawdopodobnie wywieziono ją do Anglii, skąd „rozeszły się” z czasem po europejskich domach panujących. Jeszcze w XIX wieku procesowała się o nie królowa Wiktoria... Życie krótkie, ale sznur pereł po  Barbarze długi.