Historyczne

Jeszcze do niedawna w wielu domach ściany zdobiły kobierce, kilimy, różnego rodzaju makaty. Od tego rodzaju ozdób odchodzi się, a ich miejsce zastępują obrazy, będące dziełami sztuki, aczkolwiek na przykład gobeliny w salach ratuszowych, czy w gabinetach szacownych urzędów tylko przydają majestatycznego uroku pomieszczeniu.

Przyjrzyjmy się bliżej gobelinowi i jego historii. Otóż jest to tkanina dekoracyjna, jednostronna, z barwnej przędzy, przeważnie wełny łączonej z jedwabiem, czasem przetykanej nicią złotą lub srebrną, naśladująca obraz. Wykonywany był zwykle – mówimy o zabytkowych i o dużej wartości artystycznej tkaninach - zwykle według kartonów przygotowanych przez wybitnych malarzy, jak Charles Le Brun tworzący za czasów Ludwika XIV. Technikę tkania owych obrazów przedstawiających motywy figuralne, pejzażowe lub ornamentalne, znano na Wschodzie od czasów starożytnych; w Europie zaczęła się rozwijać w średniowieczu, głównie we Flandrii i Francji. Tak więc najsławniejszymi gobelinami są arrasy (w Polsce zdobią królewskie komnaty na Wawelu) wyrabiane we flandryjskim mieście Arras, które do połowy XV wieku było głównym ośrodkiem tej sztuki, obok Paryża i Lille. Z czasem te właśnie francuskie miasta szczyciły się renomowanymi manufakturami, z których „wychodziły” najładniejsze i podziwiane w Europie.

Nazwa „gobelin” pojawiła się dopiero w drugiej połowie XVII stulecia i jest zupełnie przypadkowa. Pochodzi bowiem od nazwiska rodziny Gobelin, która, co ciekawe, z tkactwem artystycznym nie miała nic wspólnego. Gobelinowie byli z pokolenia na pokolenie właścicielami farbiarni i zajmowali się jedynie farbowaniem wełny, najpierw w Reims, a potem, od XV wieku, w stolicy Francji. W rodzie tym najbardziej uzdolnionym okazał się Gilles (czyli Idzi) , który w połowie wspomnianego wieku wynalazł szkarłatny barwnik, „nie do wywabienia” i rozbudował swoją farbiarnię do imponujących, jak na ówczesne czasy, rozmiarów. Stał się niezwykle popularny, zaś uznanie klienteli sprawiło, że kompleks budynków, w których znajdowały się jego warsztaty, nazwano najzwyczajniej „Gobelinem” I pewnie to nazwisko-szyld do dzisiaj kojarzyłoby się za farbiarstwem, gdyby nie pewien fakt. Otóż któregoś dnia 1667 roku mistrzowi Idziemu złożył wizytę niespodziewany gość – minister króla Ludwika XIV, znany polityk i finansista, Jean Baptiste Colbert. Dostojnik wyraził chęć kupienia od Gobelina jego warsztatów. I bynajmniej nie po to, aby kontynuować profesję zacnej rodziny farbiarzy, lecz by założyć w ich murach królewską manufakturę tkacką.

Minister Colbert nie lubił wydawać pieniędzy, zwłaszcza tych z kasy monarszej. Postanowił się targować z właścicielem farbiarni. Ale tamten znając wartość warsztatów nie upuścił ani luidora, wszak Król-Słońce do ubogich tego świata nie należał, o czym świadczył wersalski pałac, a także założona rok wcześniej, czyli w 1666 r. Francuska Akademia Nauk, mająca charakter towarzystwa. Po latach, w 1699 została przez Ludwika XIV przemianowana na Królewską Akademię Nauk.

Mistrz Idzi nie odstępował od wyznaczonej ceny. „Oszczędny” minister , chcąc nie chcąc, przyjął warunki, jakie zaproponował Gobelin i rychło sfinalizowano transakcję. Niedługo potem na miejscu farbiarni wyrosła manufaktura. Rychło też rozeszła się po Paryżu fama, jakie to też tam przecudnej urody tka się makaty, na podobieństwo znanych jeszcze w średniowieczu arrasów. Głównym projektantem wzorów i zarazem patronem manufaktury został Charles Le Brun – sławny malarz, dekorator i architekt królewski.

Artysta ten znacznie przyczynił się do rozwoju zakładu poprzez udoskonalenia techniczne. Wytwarzane tu tkaniny były kopiami jego malarskich dzieł. Ale nie jego nazwiskiem ochrzczono „wychodzące” z tej manufaktury tkane arcydzieła. Paryżanie od razu zaczęli je nazywać – kojarząc owe „cudeńka” z zakładem mistrza Idziego – gobelinami, choć już wtedy nie miał z nimi nic wspólnego A przecież na szczyt doskonałości i piękna wyniósł je Le Brun, niestety złośliwość losu(?) – tak w historii bywa – sprawiła, że zgasł on w cieniu tego, który wcale o to nie zabiegając, odebrał mu mimowolnie zasługi i sławę. Tym samym utrwalił swoje nazwisko w wyrobach przezeń nie stworzonych.