Przesłane do Redakcji

Muszę się Wam do czegoś przyznać... Uwielbiam porządek! Kocham go tak bardzo, jak zupę pomidorową, zrobioną z niedzielnego rosołu. W bałaganie po prostu nie umiem się odnaleźć. Nie wiem, może coś ze mną jest nie tak, ale nawet najmniejszy kurz na półce, sprawia, że nie mogę skupić się na niczym innym.  Sprzątanie to moja pasja (nie jedyna oczywiście).

Odkurzanie, ścieranie kurzy, czy pucowanie podłóg tak, by były najjaśniejszym punktem na Ziemi, to moja specjalność. Z drugiej strony, nie jestem Perfekcyjną Panią Domu, do Małgorzaty Rozenek-Majdan naprawdę jeszcze mi daleko. Chociaż...czasem wyobrażam sobie, że wkładam białą rękawiczkę i „jadę” nią wszystkie powierzchnie w moim mieszkaniu, nie znajdując nawet grama kurzu. Dobra, dajmy już temu spokój.

Wracając do tematu. Stanęłam ostatnio przed bardzo ciężkim zadaniem. Wyobraźcie sobie, że swoim zamiłowaniem do czystości, postanowiłam zarazić mojego męża. Podobno wspólne hobby, zbliża ludzi. Boże! Już nie pamiętam gdzie o tym  przeczytałam, czy usłyszałam. Mówię Wam, u nas to nie zadziałało.

Jestem z reguły naprawdę cierpliwą osobą, ale te skarpetki wiszące na oparciu krzesła, czy te krzywo ustawione buty w przedpokoju, klucze leżące na komodzie, a nie wiszące na wieszaku..... Brrr, same rozumiecie.... Przecież w takim nieładzie, nie da się żyć! Żebyście nie pomyślały o mnie źle... Nie jestem jakąś nieczułą, pozbawioną serca kobietą, która rzuca swojego faceta od razu na głęboką wodę (czyt. na pożarcie np. odkurzacza). Nie, nie, nie.... Na odkurzanie i mycie okien, przyjdzie jeszcze czas. Zaczęliśmy tak zupełnie na luzie.... Poprosiłam mojego kochanego, by złożył pranie. W tym czasie, ja, postanowiłam zrelaksować się przy filiżance kawy z książką w ręku. Ale uwierzcie mi, nie było łatwo. Mój wzrok ciągle uciekał w stronę mojego pomocnika. Ha! Pomocnik, to zbyt duże słowo! No same powiedzcie, jak można składać podkoszulkę wzdłuż a nie w poprzek? Jak kołnierzyk z polówki można zawijać do wewnątrz a nie na zewnątrz. No on po prostu nie potrafi składać prania! Nie potrafi go złożyć, tak jak ja. Tak się zerwałam do pomocy, i pokazania M. jak prawidłowo powinien składać to pranie, że przy tym wszystkim, potykając się o dywan wylałam całą kawę na sofę i jak długa poleciałam prosto na suszkę z praniem, łamiąc ją, jak niegdyś chrust na ognisko.

Okey, może nie zaczęliśmy zbyt dobrze, ale postanowiłam się nie zniechęcać. Następnie, poprosiłam mojego lubego, aby wytarł kurze....Co on wyprawia???! Czy on nigdy nie widział jak ja to robię???! Tak mu się przyglądam i nie wierzę! No własnym oczom nie wierzę! Czy on nie wie, że na mokro, kurze wycieram zawsze żółtą ściereczką a na sucho zieloną? Oczywiście zrobił wszystko odwrotnie. Już miałam mu pomóc, ale przypomniałam sobie co stało się jakąś godzinę temu (zresztą przypominał mi o tym mój opuchnięty podbródek). Uwierzcie, że bolały mnie nie tylko  oczy od patrzenia na tą  jego robotę, ale i język od przygryzania, aby się nic nie odezwać. Cholera! Miałam takie plany na dziś.... Książka, kawa, relax.... A sprzątanie On... On cały na biało... Ok., ok. poniosło mnie trochę... Wyobrażałam to sobie tyle razy, tyle razy.... I co z tego...

Nie wiem tylko, czemu tak bardzo mnie to dziwi. Ba! Próbowałam oszukać samą siebie. Przecież wiedziałam, że nikt nie ogarnie mieszkania tak dobrze jak ja. Jak to mówią; „Faceci są wzrokowcami, ale zlewu pełnego naczyń to żaden nie widzi”. Słuchajcie, byłam tak zmęczona tym całym sprzątaniem, jakbym sama hotel Marriott wysprzątała.  Wiedziałam też, że ta noc będzie bezssenna, gdyż, dręczyła mnie ciągle jeszcze jedna myśl. Była tak natrętna, jak powracająca co roku alergia. Jak ja usunę z sofy tą plamę po kawie?

Przesłała: Marzena M.