Książki i Filmy

W dniu 24 stycznia premierę miała powieść Kasi Bulicz-Kasprzak "Spadek". Kasia Bulicz-Kasprzak i jej ciepła opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi, trudnej sztuce tolerancji i akceptacji własnego JA.

Dorota wiedzie ustabilizowane życie w stolicy. Co prawda właśnie przeżywa zawód miłosny, bo po kilku wspaniałych miesiącach, okazuj się, że chłopak ją zdradza, ale ogólnie jest zadowolona z życia. Wszystko jest poukładane i bezpiecznie znajome. Do chwili, kiedy nieoczekiwanie dostaje pod opiekę psa przyjaciółki, a zaraz potem w „spadku” dziadka, o którego istnieniu nie wiedziała. Dziewczyna boleśnie przekonuje się, że życie potrafi zaskakiwać. A to dopiero początek zmian, które wywrócą jej świat do góry nogami.

Historię głównej bohaterki śledzimy w kluczowym momencie jej życia, które w ciągu roku diametralnie się zmienia.

Dorota nigdy nie poznała swojego ojca, a matka nie chciała o nim opowiadać. Wychował ją ojczym Mikołaj, który przez całe życie był dla niej opoką. Mogła na niego liczyć w każdej sytuacji i tak jest również teraz, kiedy dowiaduje się, że ma dziadka, a ten jest poważnie chory. Ojczym wspiera ją w opiece nad starszym panem i pomaga w tej trudnej sytuacji. Dziewczyna niechętnie podejmuje się roli opiekunki zupełnie nieznanego jej starszego pana. Jednak poczucie odpowiedzialności za, jak by nie było, członka rodziny bierze górę i postanawia zmierzyć się z tym zadaniem.

Życie rozdaje Dorocie nowe karty. Czy tym razem okażą się szczęśliwe i odnajdzie to, czego szukała?

FRAGMENT KSIĄŻKI  „Spadek”

Siedziałam przy małym biurku w biurze tłumaczeń, które kilka miesięcy wcześniej zatrudniło mnie na pół etatu. Miałam wrażenie, że owo „pół” dotyczy tylko pensji, a nie wykonywanej przeze mnie pracy. Właściwie skończyłam przekład i już kwadrans temu mogłam wyjść, uznałam jednak, że rzucę okiem na moją skrzynkę mailową, bo firmowy internet działał dużo lepiej niż domowy.

Byłam właśnie w trakcie przeglądania śmiesznych zdjęć z kotkami, kiedy zadzwoniła moja komórka.

– Dorota Jakubiec, słucham?

– Dzień dobry, czy pani Dorota Jakubiec?

– Tak, to ja. – Mimo wszystko wierzę w sens przedstawiania się na początku rozmowy telefonicznej.

– Dzień dobry! Ja nazywam się Marta Głada i dzwonię z tomaszowskiego ośrodka…

Przyznam szczerze – nie słuchałam. Rozmowy z telemarketerami to cena, jaką się płaci, umieszczając swój numer telefonu wszędzie, żeby ułatwić poszukiwania potencjalnym klientom. Wysoka cena. Nienawidziłam telefonicznych rozmów z obcymi osobami, które bywały roszczeniowe. Mam wrażenie, że pokolenie Why i telemarketing idealnie zgrali się w czasie. Czekałam cierpliwie, aż w jej bla, bla, bla zrobi się przerwa na tyle długa, żeby zmieściło się tam moje uprzejme „nie jestem zainteresowana”, kiedy nagle jedno słowo przykuło moją uwagę.

– Może pani powtórzyć?

Westchnęła.

– Pani dziadek przebywa już prawie miesiąc na oddziale naszego szpitala i to doprawdy wstyd…

Przez chwilę, krótką jak mgnienie oka chwilę, miałam absurdalną nadzieję, że wydarzenia sprzed pięciu lat to był sen albo jakaś mistyfikacja. Potem zdałam sobie sprawę, że to się naprawdę zdarzyło.

– Przepraszam panią bardzo, ale mój dziadek nie żyje od pięciu lat, więc to jakieś nieporozumienie.
Rozłączyłam się, szybko zebrałam swoje rzeczy z biurka i wyszłam.

Dopiero w domu, kiedy już byłyśmy po spacerze z Dusią, pozwoliłam, żeby dopadł mnie smutek wywołany tym dziwnym telefonem. Wspomnienie dziadka zawsze było bolesne. Był tak ważną osobą w moim życiu i kiedy go zabrakło, powstała pustka, której…

Znowu odezwał się telefon. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, ale odbieranie stało się u mnie odruchem warunkowym.

– Dorota Jakubiec, słucham?

– Pani Dorota Jakubiec? – upewniła się moja rozmówczyni. Rozpoznałam jej głos.

– Już pani do mnie dzwoniła. Tak, nazywam się Dorota Jakubiec, ale nie mam żadnego dziadka w szpitalu, ponieważ mój dziadek nie żyje. Proszę sobie nie robić dowcipów…

– Proszę się nie rozłączać! – krzyknęła, zatrzymując mój palec nad czerwonym przyciskiem. – Chciałabym to wyjaśnić.

– Okej – skapitulowałam. Niech wyjaśni, byle już nie dzwoniła.

– Czy nazywa się pani Dorota Jakubiec, urodzona 20 stycznia 1982?

Chrząknęłam tylko, bo nie bardzo wiedziałam, czy powinnam potwierdzać ten fakt przez telefon. A jeśli to ma na celu kradzież danych osobowych i jutro obudzę się z dziurą na koncie bankowym?

– Pani mama nazywa się Jadwiga Jakubiec z domu Duńska, a ojciec Marian Jakubiec?

Mama nazywała się Jadwiga Zadrożna z domu Duńska. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek nosiła nazwisko mojego biologicznego ojca. Może nie nosiła, może na tym właśnie polega pomyłka?

– Może mi pani wyjaśnić, o co chodzi? Skąd ma pani te dane? – W głosie słychać było pierwsze nuty histerii, która miała mnie ogarnąć. Moja rozmówczyni to wyczuła.

– Proszę się uspokoić. Dane mam z urzędu miasta. Pan Kazimierz Jakubiec, ojciec Mariana, leży na oddziale naszego szpitala już od miesiąca. Mówi, że nie ma rodziny, ale ja znam te historie: dzieci w pracy, wnuki robią karierę w Warszawie, a starym człowiekiem nie ma się kto zająć. Wstyd.

Uznałam to oskarżenie za niesprawiedliwe. Poczułam potrzebę wyjaśnienia mojej historii rodzinnej.

– No cóż, Marian Jakubiec porzucił moją mamę, kiedy byłam mała, a pana Kazimierza w życiu na oczy nie widziałam.

– To może najwyższa na to pora? – I tym razem to ona się rozłączyła.

AUTORKA

Kasia Bulicz-Kasprzak bawi, zasmuca, to znów rozwesela, łamie schematy i miesza gatunki. Jej znakiem rozpoznawczym jest niebanalne poczucie humoru, za które pokochały ją tysiące czytelników. Jako osoba wysoce wrażliwa nie może przejść obojętnie wobec problemów codzienności, dlatego w swoich powieściach obyczajowych podejmuje ważne tematy społeczne. Jednak nie pisze o nich wprost, tylko tak, by skłonić czytelnika do głębszej refleksji. Związana z Dolnym Śląskiem i Zamojszczyzną, obecnie mieszka w Sulejówku, w domu, od podłóg po sufity wypełnionym książkami, o których może godzinami rozmawiać.

Tematy: